Ogrodniczka księcia Karola Katarzyna Bellingham i jej naturalne ogrody z angielską nutą
![]() |
fot. Agnieszka Majewska |
Kasia
Bellingham propaguje ekoogrodnictwo i tworzy naturalne ogrody z angielską nutą. Stara się przy tym zanadto nie ingerować w życie roślin. Żeby się
o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do jej ogrodu w Zgorzałym na Kaszubach.
![]() | ||
fot. Katarzyna Bellingham
|
Słoneczne południe, skwar leje się z nieba. Naciskam klamkę, furtka się otwiera… A tam morze zieleni, kwiatów i chmura ziołowych zapachów. Do tego pszczoły, motyle, ptaki. Inny świat, inny klimat. I od razu chłodniej.
Ooo, widzę Kasię. Zbliża się z uśmiechem, świeżym bukietem i burzą kasztanowych
włosów. Mieszka tu z synem Albertem, ogrodniczką Aliną, a do niedawna też z mężem Andrew,
który dzisiaj uprawia ogrody na Wyspach.
![]() |
fot. Agnieszka Majewska |
Jak zaczęła się Twoja zielona przygoda?
Od
wakacji spędzanych w ogrodzie prababci w Charkowie (moja mama jest Rosjanką). Jej ogród był pełen warzyw, owoców i ziół. Lubiłam też działkę dziadków w Gdańsku, gdzie sadziłam
sałatę i leniłam się na leżaku... Dziś ogród
jest moją zieloną siłownią – mięśnie pracują, ale głowa wypoczywa.
To prawda, że nie zawsze chciałaś być ogrodniczką?
Tak, lubiłam też historię i biologię. Wybrałam więc technikum ogrodnicze w gdańskiej
Oliwie, specjalizujące się w ogrodach historycznych. Ale po maturze dostałam
propozycję stypendium i dalszej nauki w Anglii! Decyzję podjęłam w
pięć minut. I tak znalazłam się na Wyspach, w Hadlom College w
hrabstwie Kent.
A potem w ogrodzie księcia Karola, gdzie uczyłaś się ekologicznego
ogrodnictwa?
Trafiłam tam dzięki współpracy
z organizacją ogrodów ekologicznych Garden Organic, której patronem jest Książę
Karol. Wkrótce zaproszono mnie do pracy w prywatnym ogrodzie następcy tronu - w
Highgrove. I tak zaczęła się moja przygoda z ekologicznym ogrodnictwem.
![]() |
The Sunken Garden, Kensington Place, fot. geograph.org.uk.jpg |
Jak współpracowało się z księciem Karolem? Była szansa na
pogawędki?
Książę
był miły, zawsze się witał i nie unikał pogawędek. Musieliśmy mu się odkłaniać
– przeszliśmy szkolenie z królewskiego savoir vivre. Był bardzo dobrym
pracodawcą. Zakwaterował nas w ślicznych domkach, a w Święta zapraszał na
obiady do londyńkiej restauracji Ritz.
Pracowałam w części ozdobnej i w ogrodach kuchennych. Plony z warzywnika
zanosiłam do kuchni, której drzwi zawsze były dla nas otwarte. Uwielbiałam pić
z kucharzami angielską herbatkę i jadać lunch. Czasami pomagał nam w pracy Wiliam,
częściej Harry - zakładał zielony kombinezon i grabił razem z nami. Nie było to
dla niego ujmą – w Anglii dbanie o przyrodę jest oznaką wyższej świadomości.
![]() |
fot. Paul Kagame/flickr |
Jak wspominasz pracę w ogrodach innych
arystokratów?
Raczej miło, choć tamtejsi arystokraci w towarzystwie ogrodników czują
się trochę niezręcznie. Nie wiedzą, jak ich traktować. Ogrodnik nie jest przecież
„robolem”, lecz wykształconą osobą, dzielącą z klientem zieloną pasję. Ale nie
dorównuje mu statusem.
W efekcie ogrodnik bywa powiernikiem swego klienta. Zdarzają się romanse, rodzą
się przyjaźnie. Lady Morton, dla której pracowałam 10 lat, konsultowała ze mną
kwestię makijażu i sukni od Chanel. Byłam jej bliższa niż jej własne
dzieci!
Na czym polega urok angielskich ogrodów?
Angielskim ogrodom sprzyja tamtejszy wilgotny klimat i zasobna gleba. Rośliny rosną jak szalone, są dosłownie wszędzie! Coraz więcej osób odstawia tam chemię, uprawia ogrody ekologiczne i kuchenne. Czy wiesz, że w angielskich ogrodach kuchennych melony uprawia się w… hamaczkach? Dzięki temu owoce mają idealny kształt.
To trochę inaczej niż w Polsce?
Tak, jesteśmy uwikłani w chemiczne
opryski, wtrącamy się w życie roślin, kochamy beton i formalne ogrody. Wolimy równy szpaler tuj, niż zmieniający się
sezonowo żywopłot z grabu. Starsi ludzie, zwłaszcza z prowincji, wciąż tworzą ogrody
„pod linijkę”. Ale większość mieszczuchów, na ogół tych młodszych, jest już
otwarta na nowości, tęskni za naturą.
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
Jak wieść niesie, ważnym wydarzeniem w Twoim
życiu było spotkanie pewnego długowłosego ogrodnika?
Tak, pracowaliśmy razem w Yalding Organic Gardens w Kent. Andrew (bo tak ma na imię) oprócz poczucia wolności, przynależności do przyrody i wielkiej ogrodniczej wiedzy miał tylko czarnego labradora - i nic więcej. Z lekkością czarował ogrody, kochał naturę, a ja zakochałam się w nim na zabój. Wiele się od niego nauczyłam - o ogrodach i życiu. Marzyliśmy o własnej ziemi, uprawianej bez chemii ani ingerencji w naturę. Nasze pensje nie pozwalały jednak na zakup działki w Anglii. Postanowiliśmy więc kupić ją w Polsce. Szukaliśmy długo, aż wreszcie moja mama znalazła siedem hektarów na Kaszubach. Osiem lat później tam zamieszkaliśmy.
Domyślam
się, że najpierw powstał warzywnik?
Nie mogło być inaczej (śmiech). Uwielbiam
gotować! Żeby warzywom było przytulnie i ciepło, otoczyliśmy je grabowo–bukowym
żywopłotem z siewek, wykopanych przez Andrew w naszym lesie. Zrobiliśmy podjazd
i głogowy szpaler. Założyliśmy sad i ogród ziołowy, a przed domem rabaty
bylinowe. Wysialiśmy trawnik, zaczęliśmy tworzyć ogród preriowy. Dziś Andrew
niestety już z nami nie mieszka – powrócił do Anglii. A ja jestem jedną nogą
tu, drugą tam.
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
![]() |
Fot. Agnieszka Majewska |
Ale nadal
jest w Zgorzałych pięknie!
Jest cudownie! Życie toczy się tu
wolniej, niż w mieście. Mimo wielu zajęć mam czas na ptasi koncert, radość z
własnego pomidora, degustację smaków, barw i zapachów. W Polsce, im coś
bardziej obce, tym silniej pożądane. A ja mam dość pstrych liści i dziwnych
pełnych kwiatów. Wolę te proste, otwarte jak rumianek.
Drażni mnie też w ogrodach mix mocnych kolorów, ale kocham mocne aromaty lilii,
hiacyntów oraz woń szachownicy cesarskiej, o której niektórzy mówią, że
śmierdzi. Chyba coś jest ze mną nie tak (śmiech). Kiedyś lubiłam kwiaty w
dużych jednogatunkowych grupach, a teraz całkowicie naśladuję naturę – małą
ilość gatunków mieszam tak, jakby się same wysadziły i wysiały.
Ogród
naturalny – czyli jaki?
To miejsce inspirowane miejscowym krajobrazem, obsadzone lokalnymi odpornymi roślinami. Pielęgnacja obcych gatunków zajmuje mnóstwo czasu – one często chorują, więc sięgamy po chemię. I ogród staje się poligonem walki. W dobrych ogrodach wzorowanych na naturze dobrze się wypoczywa, w tych „od linijki” trudno się zrelaksować. Przez mój ogród przewija się mnóstwo gości, na widok plecionych płotków, swojskich kwiatów słychać „ochy” i „achy”. Niektórzy myślą, że gdy roślina przekwitnie, staje się brzydka i trzeba ją wyrzucić. Nieprawda, ona jest piękna! Pozwólmy jej się samej zasuszyć, przytnijmy ją dopiero na wiosnę. Suche pędy i liście ochronią korzenie przed mrozem, a ptaki, myszy i ryjówki zbudują z nich gniazda. Przecież wszystko w naturze ma jakiś sens, prawda?
![]() | ||
fot. Katarzyna Bellingham
|
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
Jakie są
główne grzechy polskich ogrodników?
Bezkrytyczne
podążanie za modami, reklamami, ingerowanie w naturę, wycinanie wszystkich
chaszczy zamieszkałych przez jeże, żaby, owady i ptaki, które zjadają przecież tony
szkodników! Jednym słowem przeszkadzamy przyrodzie, a ona świetnie sobie radzi
sama. No i stosujemy chemię! A przecież gdy roślina choruje i słabo rośnie to
znak, że źle się czuje w ogrodzie. Oddajmy ją komuś lub przesadźmy gdzie
indziej. Zamiast chemii stosujmy gnojówkę z pokrzyw, żywokostu i obornika,
humus z dżdżownic oraz mączką bazaltową - rozdrobnioną skałą pełną
mikroelementów. Ziemia nigdy nie powinna być goła. Obsadzajmy ją więc gęsto lub
ściółkujmy, ale broń Boże nie korą drzewną! Ona przyciąga z ziemi wszystkie
mikroorganizmy, które chcą ją rozłożyć. I gleba się wyjaławia. Golimy nasze
trawniki na łyso, a przecież można w nich wycinać tylko ścieżki.
Które
zasady, których nauczyłaś się w ogrodach, pomagają Ci w codziennym życiu?
Staram
się żyć sezonowo, podążać za tym, co dzieje się za oknem. Dzisiaj, w świetle
żarówek i ekranów, często mylimy dzień z nocą. Trudno to zmienić, więc chociaż
nie jedzmy tego, co sezonowo u nas nie rośnie. Ja na przykład zimą nie jem
pomidorów. Nie uciekajmy od natury.
![]() |
fot. Agnieszka Majewska |
![]() |
Fot. Katarzyna Bellingham |
W każdą niedzielę, a latem w weekendy, organizuję w ogrodzie dni otwarte, Mam też mnóstwo innej pracy - obsługuję media społecznościowe, tworzę z przyjacielem podcast o ogrodach naturalnych. Mamy już kilka tys. słuchaczy! Projektuję ogrody dla tych, którzy naprawdę je kochają. Organizuję wycieczki do angielskich ogrodów, warsztaty i kiermasze. Chcę uruchomić agroturystykę, napisać książkę o ogrodach, nakręcić o nich film, organizować plenery malarskie i spotkania dla projektantów ogrodów. Ale doba jest za krótka…
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
![]() |
Fot. Katarzyna Bellingham |
Nie,
wolę ich słuchać – tak wiele można się od nich nauczyć! Kto wie, może gdybyśmy
się bardziej wsłuchiwali w ich „mowę” i potrzeby, przestalibyśmy je niszczyć?
Czasami marzę, by rzucić ogrodowe życie i osiąść na stałe gdzieś daleko. Ten
stan jednak szybko mija. Wystarczy, że wyjdę przed dom bladym świtem. Łąka i
ogród spowite w mgły wyglądają tak magicznie…
![]() |
fot. Katarzyna Bellingham |
![]() |
Fot Agnieszka Majewska |
![]() |
fot. Agnieszka Majewska |
Bardzo fajna rozmowa i przepiękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję :-) Dzięki zdjęciom można poczuć się, jakby się tam było. Ale przecież po to one są ...
Usuńmusze przyznać, że jestem pod olbrzymim wrażeniem, ogród sprawia wrażenie naturalnego, jakby żaden człowiek tam nie ingerował i to jest prawdziwa sztuka!
OdpowiedzUsuńJest niesamowity, prawda? I Kasia jest niesamowita - o roślinach i zielonych sprawach wie wszystko!
UsuńPrzepiękne zdjęcia! Z takiego ogrodu mogłabym wcale nie wychodzić :)
OdpowiedzUsuńJa też! ❤ :-)
UsuńWspaniała rozmowa. Można z niej tylko czerpać. Ja odkąd mieszkam na szwedzkiej wsi też staram się żyć zgodnie z porami roku, a w ogródek warzywny i kwiatowy jak najmniej ingerować.
OdpowiedzUsuńTrend na naturalne ogrody rozlał się już na całą Europę (no, prawie)... I bardzo dobrze! Zaglądaj do mnie częściej, bo jestem bardzo ciekawa nowin ze szwedzkiej wsi :-)
UsuńMega ciekawy wpis, dobrze się to czyta - czekamy na więcej! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się i dziękuję - wobec tego zapraszam częściej :-)
UsuńMnóstwo cennych rad. Zgadzam się prawie ze wszystkim - dobieram rośliny zależnie od warunków, stosuję gnojówkę z pokrzyw, mączkę bazaltową, ale czasami naturalne metody nie wystarczą - przegrywam ze ślimakami...
OdpowiedzUsuńZe ślimakami dobrze sobie radzą iglaste gałęzie i popiól, rozsypane wokół roślin, które szczególnie ślimaki kochają. Ja u siebie po prostu przeczekuję inwazję - odkąd poznałam takie osoby jak Kasia, nie cierpię chemii.
Usuń